— Nie odmawiam...
August podniósł dłoń do ust i pokrył ją pocałunkami, które były niby purpurowe płomienie, gasnące na śnieżnej bieli.
— ...Gdy pan skończy, zaczniemy rozmowę.
— Proszę mnie wysłuchać, Eugenjo.
— Usiądźmy trochę dalej od siebie... i, uwalniając rękę z uścisku, rzekła:
— Nie wiem, jakie nadzieje czynili panu mój wuj i moja ciotka, lecz wydaje mi się, że został pan błędnie poinformowany...
— Jakto?...
— Obowiązkiem ich było powiedzieć panu, że mam narzeczonego!
— Wiem o tem!
— Czy pan słyszał o tem od ciotki?
— Nikt mi nie mówił, a jednak wiem!
— A więc?...
— Ależ Eugenjo, ja nie pragnę niczego, na nic nie czekam, niczego nie żądam. Będę szczęśliwy, jeśli mi pani pozwoli przyjść tu od czasu do czasu, uradować oczy pani widokiem, upoić się tem powietrzem, którem pan oddycha...
— Wszystko to jest dobre, ale w romansach, mówmy konkretnie. Oczywiście, może pan przychodzić tutaj, ilokrotnie pan będzie miał chęć.
Zgadzam się na to, aby pan mnie widywał, rozmawiał ze mną... a nawet całował mnie po rękach... proszę jednak przyjąć do wiadomości, że mam narzeczonego, którego kocham i za którego wyjdę wkrótce zamąż.
— Czy pani go naprawdę kocha?
— Dziwne pytanie!
— A w jaki sposób przekonała się pani, że pani jest naprawdę zakochana?
— Czy pan ma źle w głowie?
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/81
Ta strona została przepisana.