— Tak, Eugenja! Widać i ona ma źle w głowie!
August trząsł się jak w febrze. Wstał z łóżka i ubrał się pospiesznie. Przygotowany był na wszystko. — „Wiem już, Auguście — rzekła Eugenja lodowatym głosem — że pan odkupił sumę hipoteczną od mego wierzyciela...“
— Tak, muszę przyznać...
— Jakiem prawem pan to uczynił?
— Prawem, które przysługuje, o ile się nie mylę, każdemu. Każdy bowiem może kupować to, co mu się podoba i co jest na sprzedaż.
— Pytam się: dlaczego pan to zrobił?
— Nie mogłem znieść dłużej myśli, że zależy pani od człowieka, zupełnie jej obojętnego, od jakiegoś kupczyka, pozbawionego duszy i skrupułów.
— Ponieważ... nie jestem podobno obojętna dla pana, więc pan wolał, abym się uzależniła od niego?
— Jest pani w błędzie! Nie chciałem uzależnić pani od siebie. Ach, nie, nie nigdy! Takie przypuszczenie obraża mnie! Przekona się pani zaraz...
I August, bardzo wzburzony, wyszedł z pokoju.
Po chwili wrócił z pliką papierów pod pachą.
— Oto akta i dokumenty. Niech je pani weźmie i uczyni z niemi, co się pani podoba!
— Jakto?
— Rezygnuję z praw wierzyciela! Po to właśnie kupiłem sumy hipoteczne!
— Sądziłam, że pan chce mnie uzależnić od siebie. Teraz widzę, że rzecz ma się znacznie gorzej.
— Chce pan spekulować na mojej wdzięczności! Chce mnie pan kupić!...
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/90
Ta strona została przepisana.