Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Eugenjo, Eugenjo!!!
— Chce mnie pan kupić, chce pan, nie tyle kupić moją miłość, ile mnie kupić...
— Eugenjo, Eugenjo!!!
— Nie zdał pan sobie sprawy, że to jest podłość, tak podłość?!
— Eugenjo, błagam, Eugeinjo!!!
— Niech się pan nie zbliża, gdyż nie odpowiadam za siebie!!!
— Oto jestem! Proszę mi napluć w twarz, proszę mnie zwymyślać, obić jak psa, proszę zrobić ze mną, co się pani podoba!!!
— „Nie zasługuje pan nawet na to, aby panu napluć w twarz”! — rzekła Eugenja. Odchodzę! Proszę przyjąć do wiadomości, że nie przyjmę nigdy jałmużny od pana. Będę pracować, zabiję się pracą!
— Mój narzeczony także zacznie pracować. Jakoś sobie radę damy! Z domu mego czynię dla pana w tej chwili podarunek!
— Ależ Eugenjo? Czy ja mam coś przeciwko temu, aby pani wyszła za mąż za swego narzeczonego?
— Jakto? Więc czego pan chce właściwie?
— Nie liczyłem wcale na pani wdzięczność. Nie łudziłem się, że pani zechce zostać moją żoną!
Moje szczęście polega przecież na tem, aby widzieć panią szczęśliwą... szczęśliwą u boku męża, którego pani sobie wybierze!
— Acha, zaczynam rozumieć. Chce pan zagrać rolę męczennika? Proszę sobie zatrzymać dom.
To mój podarunek dla pana.
— Ależ Eugenjo, Eugenjo!!!
— Żegnam pana!
Eugenja wyszła, soiorunowawszy Augusta spojrzeniem.
69