Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/96

Ta strona została przepisana.

— Musiałeś?
— Oczywiście, że musiałem! Nie rób z siebie naiwnego; przecież wróble już o tem na dachach świergocą! Rodzice moi i rodzice Heleny pobrali nas, gdyśmy jeszcze byli dziećmi. Małżeństwo było dla nas zabawą. Bawiliśmy się w męża i żonę. Okazało się jednak, że alarm był fałszywy!
— Co to znaczy: „alarm fałszywy?“
— Ten alarm był powodem, dla którego musieliśmy się pobrać. Małomieszczańska cnotliwość, psiakrew! Rodzicom zdawało się, że między mną a Heleną istnieje romans i nie czekając, jakie będą konsekwencje i czy jakieś konsekwencje wogóle będą, kazali się nam pobrać.
— I dobrze zrobili!
— Nie powiedziałbym! Ten flirt nie miał konsekwencyj, konsekwencyj nie miały też flirty „de grubis“.
— Flirty?
— Powiedziałem ci już, że bawiliśmy się w męża i żonę.
— Wiktorze!
— Niepotrzebnie się gorszysz mój drogi! Byliśmy jeszcze zbyt młodzi, abyśmy mieli gustować w zabawach perwersyjnych. Nie myśleliśmy oczywiście o założeniu ogniska rodzinnego. Byliśmy dwojgiem dzieci, które wiodą tak zwany żywot małżeński. Ale upłynął rok i widząc, że niema rezultatów, zaczęliśmy patrzeć na siebie krzywo, oskarżać się wzajemnie w milczeniu. Nie mogłem się pogodzić z myślą, że nie będę miał dziecka. Byłem już prawie mężczyzną, liczyłem sobie dwudziesty drugi rok życia, i prawdę powiedziawszy, nie chciałem być gorszy, od pierwszego lepszego idjoty, który zostaje ojcem w dziewięć miesięcy po ślubie, albo i jeszcze prędzej.