Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/98

Ta strona została przepisana.

— ...I oczywiście rozchorowałeś się...
— Spostrzegłem się w samą porę. Gdyby tak dłużej, napewnobym nogi wyciągnął. Patrzałem już na księżą oborę! Zacząłem kurację i po kilku miesiącach przyszedłem nieco do siebie. Wróciłem do żony! Zrezygnowaliśmy, a zrezygnowawszy, uspokoiliśmy się! Powróciła harmonja i spokój. Po czterech łatach pożycia opłakiwaliśmy coprawda od czasu do czasu swoje osamotnienie, lecz pocieszaliśmy się już nierównie prędzej. Pu siedmiu latach nie tylko nie żałowaliśmy, że nie mamy dzieci, lecz nawet ubolewaliśmy nad tymi, którzy je mają.
— Wystarczaliśmy sobie w zupełności! Dopasowaliśmy się do siebie, jak dwa stare kalosze!
— Tryb życia był systematyczny; punktualność dochodziła do absurdu.
— Równo z uderzeniem godziny dwunastej zjawiała się na stole waza, a w ślad za wazą, półmiski z mięsem i salaterki z leguminą. Każdego prawie dnia jedliśmy jedne i te same potrawy. Obawiam się wszelkich zmian... jak morowej zarazy, Helena także. Żyliśmy według pewnego, z góry określonego planu, żyliśmy z zegarkiem w ręku.
— To, co mówisz, przypomina mi uwagi mego przyjaciela, Louis Rovira, o małżeństwach, które żyją w kawalerskim stanie.
— Niema bardziej zatwardziałego kawalera, niż mężczyzna żonaty, który nie ma dzieci. Któregoś dnia, pragnąc zastąpić sobie ten brak uczucia rodzicielskie jeszcze niezupełnie w nas wygasły, zaadoptowaliśmy psa. Na nieszczęście, kiedyś udławił się kością, która mu stanęła w gardle! Zdychał powoli, męcząc się okropnie!
— Patrząc na jego smutne oczy, błagające nas niemo o ratunek, przeżyliśmy taką tragedję, że raz