Pewien obywatel z Litwy przyjechał do Warszawy. Miał kilkanaście tysięcy złotych odebrać od bankiera, zajechał więc po nie doróżką. Wziął pieniądze i pojechał za innym interesem. Przybywszy na przeznaczone miejsce, wysiadł, zapłacił doróżkarzowi, a czy przez zapomnienie, czy też, że spuścił się na służącego, pieniądze zostawił w doróżce. Służący nie mógł sobie wystawić, ażeby pan zapomniał o pieniędzach, nie mając przeto wyraźnego polecenia, nie wyjął ich, tymczasem doróżkarz odjechał. Nagle przypomina sobie ów obywatel o pieniędzach, ale gdzie ich szukać?
»Niema ratunku, — rzecze zmieszany — jeżeli to człowiek poczciwy, to odda, jeżeli nie, to...«
»Nie! panie, — przerwie służący — on musi je oddać. Bogu dzięki nauczył mię panicz czytać i poznawać liczby, uważałem też numer na doróżce i teraz dojdziemy wszystkiego.«
Tak się istotnie stało, dano znać do policyi, po numerze wynaleziono doróżkarza i pieniądze się znalazły.