»Przyjacielu — rzekł osieł — widzisz te ciężary,
Tyś i silny i zdrowy, ja słaby i stary,
Przyjmij trochę, jeżeli miłe ci me zdrowie.«
»Nie, nic z tego nie będzie,« dumny koń odpowie.
Ha, cóż robić, szedł biedak obciążony srodze,
Ale pracą znękany, padł martwy na drodze,
A nieuczynność słusznie tę karę odniosła,
Że koń potem niósł wszystko, nawet skórę osła.
— Ja rano wstałem, mówił Wacławek, a nic nie mam.
Na to matka: nie zrozumiałeś przysłowia. Wstającemu rano nie przesyła Bóg przez anioła smacznych jabłuszek, ciasteczek, a mimo to, owo przysłowie jest prawdziwe. Czyż, synu, wstawszy rano, nie zyskałeś więcej czasu? a czas rzecz bardzo droga! Chwile, które byłyby w gnuśnym zmarniały spoczynku, obróciłeś pożytecznie, nauczyłeś się czegoś — nie jestże to dar Boży? Ranne wstawanie wzmacnia zdrowie — otóż dar nowy. Zdrowie dar wielki. Wstawszy rano, czujesz się czerstwym, żwawym, wesołym — otóż znowu dar Boski. A cóż? zrozumiałeś, Wacławku, że »kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje?«
— Zrozumiałem, kochana mamo.