Zakręciły się łzy w oczach czułemu Władysiowi; zapomina o wszystkich przedmiotach, do których posiadania wzdychał; wyjmuje dwuzłotówkę: „No, no, nie płacz poczciwy chłopcze, oto masz za stracone kiełbaski.“
To mówiąc, Władyś wtyka pieniądz w rękę zdumionemu chłopcu, a zanim ten zdołał podziękować swemu dobroczyńcy, już go niema!
Błogo było na sercu powracającemu do mieszkania Władysiowi, że otarł łzy biednemu chłopcu, że spełnił czyn dobry. Obok tak szlachetnych uczuć posiadał Władyś przymiot skromności w takim stopniu, że często zasłużona pochwała bardziej go mieszała, niż niesłuszna nagana; dlatego, przyszedłszy do domu, nikomu ani słówka o tem, co się stało, nie powiedział.
Rok już upłynął po owem zdarzeniu, kiedy Władyś szedł z ojcem na przechadzkę za miasto. Wracając, weszli do ogródka, dla zaspokojenia wzbudzonego przez upał pragnienia. Tylko co tam wstąpili, rzuca się ku nim ów chłopczyk z kiełbaskami, z którym przed rokiem Władyś miał wiadome spotkanie, a całując go serdecznie po rękach, woła:
„O! mój dobry, kochany paniczu! czyż mnie nie poznajesz? jakże pragnąłem zawsze zobaczyć cię, aby ci podziękować za twoje dobre serce...„
Strona:PL Upominek z prac Stanisława Jachowicza.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.