(w skróceniu).
W małym domku, nie pomnę już przy której ulicy Warszawy, żyła uboga szwaczka. Nędza jej była wielka. Mało kto o niej wiedział, ale Bóg, co wszystko widzi, co o każdym pamięta, wiedział o Wojciechowej i o jej sierotach i nie dał im z głodu umrzeć.
W skromnej izdebce, na drewnianym starym zegarze zakukała kukułka i uderzyła ósma godzina wieczorem. — „Dzieci do pacierza!“ zawołała matka, i czworo schludnie choć ubogo odzianych dziatek uklękło na ziemi, złożyło rączki, zwróciło się do obrazu Matki Bolesnej, i rozpoczęło modlitwę. Krótką była ta modlitwa, ale serdeczną.
Naraz, po pacierzu, przypomniały sobie dzieci, że wieczerzy nie jadły. „Czyż to zawsze jeść wieczerzę? odrzekła matka, — czyż to mało ludzi, co nie znają wieczerzy?! Dziękujcie Bogu, że wam dał śniadanie, obiad; ilużto i tego niema! Już po pacierzu, moje dzieci, jeść już nie można; połóżcie się spać w Imię Boże, jutro rano się posilicie.“
Domawiając tych słów, matka niepostrzeżenie łzę uroniła, bo już ani grosza w domu nie było;