sąsiedzi byli równie ubodzy jak ona, nie mogła się więc od nich spodziewać pomocy, — ale jej nadzieja była w Bogu. Po chwili zasnęły dziatki spokojnie, tylko matka jeszcze czuwała. Na dworze deszcz, wiatr i zawierucha dzwoniły o szyby. Naraz puka ktoś do drzwi.
„Kto tam?“ zapytała Wojciechowa.
„Ja, ja, otwórzcie, odezwał się cienki głos; wy mnie nie znacie, na cóż wam moje nazwisko?“
Wojciechowa otworzy a, aż tu wchodzi jakaś zmoczona kobieta, niosąc pod pachą dwie sztuki ślicznego płótna.
„Wszak tu mieszka Wojciechowa Uleńska, co się trudni szyciem? Księżna Radziwiłłowa przysyła wam robotę.“
„O tej godzinie, moja panienko, w taką niepogodę?“ — „Ha! jak widzicie. Snadź już takie zrządzenie losu: alboście wy roboty potrzebowali albo też moja pani chciałaby ją mieć prędzej, bo mnie o tym czasie wysłała.“
„O, nie gniewam się o to, moja panienko. Zresztą mogę powiedzieć, bo przecież bieda to nie grzech, że dzieciska nawet bez wieczerzy spać się położyły, bo już i jednego grosza nie mam w domu.
„Mój Boże, a księżna jakby to przewidziała,
Strona:PL Upominek z prac Stanisława Jachowicza.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.