Panował trzaskający mróz, przejmując chłodem aż do szpiku kości. Romek nosił cienką jesionkę. Futro jego, Felcia także sprzątnęła. Było mu bardzo zimno. Na samą myśl o futrze zadrżał z podniecenia w przypuszczeniu, że może ich jeszcze zastać. Roman nie obawiał się stanąć oko w oko z Felcią, lub ze swoim rywalem. Wstydził się poprostu pokazać przed nimi w roli rogacza i okradzionego kochanka, jakim teraz był w ich pojęciu. Prosił niebiosa w duchu, aby było już po wszystkim. Żal mu jednak było kobiety, matki dzieci Brytana. Nabierając odwagi, kroczył za niestrudzonym Lipkiem, który jak pies gończy wąchał po wszystkich melinach i innych miejscach schadzek, dopytując się o uciekinierów. Był tak przejęty swoim zadaniem, że nie chciał nawet słyszeć o propozycji Romana, aby wstąpić „na jednego“. Roman odczuwał już silny głód, a Lipek słuchać nie chciał o posiłku.
Zaczepiał znanych mu koleżków i koleżanki. Zaglądał do przejeżdżających dorożek. Wpadł poprostu
Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/167
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII.