Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/170

Ta strona została przepisana.

— Tego pana zabrała dziś policja. On był fałszerzem wiz i...
Nie zdążyła dokończyć tych słów, gdy Lipek pociągnął Romana za sobą.
Policjant, jak już się teraz domyślali, był tu postawiony w celu obserwowania tego domu. Miał chęć ich zatrzymać. Jednak, widać nie wyglądali tak podejrzanie, skoro ich przepuścił. Dopiero później, kiedy byli już w pewnej odległości, krzyknął: — Stój! — wobec czego przyjaciele przyśpieszyli kroku i wmięszali się w tłum przechodniów.
Romek, strasznie oburzony na Lipka czynił mu wyrzuty podniesionym głosem:
— Na jaką cholerę — krzyczał — wleczesz mnie ze sobą! Pech nas dziś prześladuje i wpadniemy w ręce policji i to bez żadnej z naszej strony winy! Gdyby teraz ten policjant nas zatrzymał, bylibyśmy wmięszani w aferę fałszerstwa dokumentów zagranicznych!...
Nagle Roman stanął. Powziął decyzję.
— Nie idę dalej! — powiedział stanowczo i skierował swe kroki w przeciwnym kierunku od tego, w jakim szli dotychczas.
— Pożałujesz tego!... — posłyszał za sobą groźbę Lipka. Nie słuchał już, co mu przyjaciel dalej mówił i wszedł do pierwszej napotkanej po drodze kawiarni.
Zjadł kilka ciastek i wypił gorącą herbatę. Zmarznięte członki poczęły ożywać. Czuł poprostu, jak zimno ustępuje, a błoga ciepłość ogarnia go całego.