Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/213

Ta strona została przepisana.

jak wół. Jestem silny i mam chęć do pracy. Niech mi się zdaje, że pracuję w więzieniu, na piekarni gnany przymusowo do pracy. Myślę, że u pani mi będzie lepiej pracować niż tam!... — gorzko uśmiechnął się.
— Obawiam się tylko... — szczerze zawołała po chwili namysłu — jednego... Ale bardzo przepraszam pana... Nie myślę wcale pana... Nie myślę wcale pana tem urazić...
— Proszę mówić. Jestem gotów wszystkiego od pani wysłuchać... i zanotować w pamięci.
— Widzi pan. Ja nigdy nie znałam podobnych panu ludzi. Znam ich na tyle, co wyczytałam z gazet lub z kryminalnych powieści. Nieraz myślałam o tych bohaterach, których tam przedstawiają w bardzo ujemnym świetle. Przyznam się, że na sam dźwięk słów: złodziej... bandyta... dreszcze po ciele mi przechodzą. Przepraszam jeszcze raz za szczerość. Ludzie ci, o ile wiem, lubią lekkie życie, hulanki i zabawy z kobietami. Obawiam się, aby pana nie skusiło znów to życie. Przecież każdy wolałby lekko żyć, niż ciężko pracować. Tembardziej pan, który już to zakosztował... Czy nie będzie to ponad siły pańskie opanowywać skłonności?... Czy będzie pan mógł utrzymać w karbach siebie, zmuszając się do ciężkiego trybu życia robotnika?... Czy będzie pan mógł pohamować swoją porywczość, którą, jak przypuszczam, pan posiada.
— Jaka pani jest szlachetna! — wybuchnął Roman, rozczulony niemal do łez. W myślach przesu-