Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/214

Ta strona została przepisana.

nął się błyskawicznie obraz uciążliwej drogi życia... — Ma pani zupełną rację. Ja sam obawiam się tego samego... Ale myślę, że przezwyciężę siebie. Będę się starał wykorzenić z siebie zło, które zagnieździło się we mnie przez te lata, w czasie których tkwiłem w bagnie występku... Nic nie obiecuję... Postaram się stoczyć decydującą walkę ze sobą... Gdy zobaczę, że jestem na tyle złym i zepsutym, że niema widoków na poprawę, sam odejdę od was, zanim ktokolwiek spostrzeże moje złe skłonności... Znam siebie, to też wiem, że prędzej czy później opamiętam się i stanę do boju ze sobą!... Wiem, że zwyciężyć muszę!! Sam nie wiem, jak wytłomaczyć moje dotychczasowe życie. Ale wiem, że kiedyś z niem zerwę, by więcej doń nie powrócić... Czy decydująca chwila już nadeszła?... Nie gwarantuję... Jednak ręczę, że kiedyś nadejść musi...
— Jaki pan posiada rozwinięty umysł. Znać, że pan pochodzi z dobrej rodziny i nie jest pan analfabetą... Proszę dalej mówić... Proszę opowiedzieć mi coś o życiu tych ludzi i więzieniach. Jestem bardzo zainteresowana tem wzystkiem, co pana dotyczy.
Roman, ulegając jej prośbie, począł mówić:
— Smutna to jest historia, proszę pani... Życie złodzieja nie jest tak powabne i zachęcające, jak ludzie na ogół sobie wyobrażają. Proszę sobie przedstawić życie pędzone w wiecznym strachu, gdy się jest stale gnanym przez policję i społeczeństwo!... Co to jest za życie, proszę panią, kiedy w murach więziennych zabronione jest wyglądać na piękny