Na dworze był okropny mróz, ale Romek nie czuł go wcale. Miał tak doskonałe samopoczucie, jak jeszcze nigdy w życiu. Serce miał pełne różowych planów na przyszłość. Wydawało mu się, że żółte światło latarni mruga doń. Wszystko zdawało go się witać uśmiechem. Tłumy ludzi, które przewalały się ulicami, wyglądały teraz jakoś weselej niż zazwyczaj. Cały świat, kamienice, chodniki, przebiegające auta i dorożki weseliły się razem z nim. Takie przynajmniej odnosił wrażenie.
Myślał wyłącznie o szczęściu, jakie go spotkało. — Mam nareszcie uczciwą pracę! — wykrzykiwał w duchu. — Zerwę z haniebną przeszłością raz na zawsze! A potem... Co potem?... Nie znalazł odpowiedzi.
Radość jego zaczęła się zmniejszać, wraz z uczuciem chłodu, które poczęło go napastować. — Czy to jest cel dla mnie, aby zamknąć się w piekarni do pracy wyczerpującej i nielubianej — buntował go jakiś wewnętrzny głos. — W tych warunkach,
Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/219
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIII.