Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/235

Ta strona została przepisana.

— Patrz, — trąciła go ramieniem szopenfeldziarka, — co frajerstwa się tutaj nawaliło. Dziś po więzieniach jest ich więcej, niż złodziejów. Złodziej ukradnie parę „nachów“, to go wpakują do ula na parę lat. Frajer okrada Kasę Chorych lub inną rządową instytucję na tysiące, dostanie za to kilka miesięcy mamra. Nawet złodziejem go nie nazywają, tylko „defrudantem“.
— Tych „defrudantów” jest po więzieniach wszędzie pełno. Nawet w więzieniu traktują ich lepiej od złodziejów — wtrącił mężczyzna, stojący obok i przysłuchujący się uważnie prowadzonej rozmowie.
Jakaś kobieta, nosząca żałobę, o wyglądzie przyzwoitym, odróżniająca się od wszystkich kobiet, czekających w kolejce, przysłuchiwała się cały czas powyższej rozmowie. Kobieta ta nerwowo szarpała swoją żałobną krepę, zwisającą z kapelusza i patrzała na wszystkich zgóry. Wreszcie odezwała się:
— Defraudant, to nie złodziej, proszę państwa — rzuciła wyniośle, na co wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem.
— A co złodziej, to nie defraudant, proszę pani — mówiła z udaną grzecznością szopenfeldziarka. — Złodziej krzywdzi tylko jednego człowieka i działa bez maski. Defraudant natomiast, okrada tysiące ludzi odrazu i udaje uczciwego człowieka. Defraudant to jeszcze podlejszy złodziej, bo wykorzystuje zaufanie, jakie ludzie mają w stosunku do niego. Złodziej musi się dobrze napocić i dużo strachu