Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/250

Ta strona została przepisana.

na drugiego, mocno zażenowani. Jeden z czeladników, w starszym już wieku człowiek, chudy jak szkielet, który od samego początku nie brał udziału w intrydze uknutej, (jak się Romanowi zdawało) przeciwko niemu, zbliżył się do przybysza z wyciągniętą przyjaźnie dłonią:
— Czy towarzysz ma legitymację związkową?
— Nie mam.
— Dlaczego? — zapytał zdziwiony.
— Dlatego, że nie jestem tutejszy.
— A skąd? — zapytało kilka głosów naraz.
— Z Rosji.
— Z Rosji... — powtórzyli z jeszcze większym zdziwieniem.
— Uciekłeś od bolszewików! — zawołał starszy piekarz. — Rozumiem...
— Wcale nie uciekłem... — zaoponował.
— Tylko co?... — zdziwienie potęgowało się.
— To już moja osobista sprawa... — odparł.
— Ale trzeba należeć do związku — powiedział ów starszy człowiek. — A na jakich warunkach przystąpiliście tu do pracy?
— Nie wiem jeszcze.— — To gorzej. Właściciele chcą, aby na nich za darmo pracowano. Trzeba się było wpierw umówić. Wy musicie brać taką zapłatę, jak każdy inny pracownik i nie psuć nam ceny...
— Nie mam zamiaru szkodzić komukolwiek. Jestem proletarjuszem, tak samo jak i wy! — zawo-