Pewnego wieczora Roman wybrał się na dłuższy spacer. Szedł zamyślony, nie patrząc wcale na przechodniów. Nikt go nie interesował i on także nikogo. Płatki śniegu igrały w powietrzu, obsypując chodniki i przechodniów. Odczuwał wielką przyjemność z brodzenia po mokrym śniegu. Był szczęśliwy, że może bez strachu błąkać się po ulicach, a zarazem miniona przeszłość mąciła ten spokój, do którego całą duszą tęsknił.
Wzrok jego padł na przejeżdżające z hałasem auta i dorożki. — Kto wie — pomyślał, — jakie straszne przestępstwo popełnia być może ktoś w tej chwili w tym mknącym, ładnym aucie, gdzie tak szczelnie zasłonięte jest okno... Kobiecy śmiech obił się o jego uszy... Nagle przypomniał sobie Felcię. Napewno w tym aucie podobna do Felci kobieta usidla jakiegoś mężczyznę, wyciska od niego, co się da... Stanął obok wystawowego okna cukierni na Krakowskim Przedmieściu i obserwował przechodniów, którzy mijali się z pośpiechem. Dokąd dążą i
Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/255
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVIII.