Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/271

Ta strona została przepisana.

Skąd pan przodownik zna tego człowieka?...
Przedstawiciel władzy zawahał się na krótki moment, jednak zdecydował się wyjaśnić:
Stary znajomy!... — powiedział z naciskiem. — Znamy się od czasu, kiedy jeszcze urzędowałem w biurze śledczym.
Czeladź błyskawicznie porozumiała się między sobą wzrokiem. Oto przekonali się naocznie, że Roman istotnie siedział w więzieniu. On zaś stał oparty o piec, jak człowiek, który oczekuje samosądu, a wie zgóry, że żadna siła nie jest w stanie go wyratować.
Gospodarz patrzał to na żonę, to na Romana, z trudem opanywując ponoszącą go złość. Sanitarna komisja, która przybyła wraz z przodownikiem, oglądała Romana uważniej, aniżeli piekarnię. Przodownik pierwszy przerwał milczenie:
— Jak dawno on tu pracuje? — zapytał gospodarza, starając się przybrać urzędowy ton.
— Będzie ze trzy tygodnie, proszę pana.
— A jest meldowany?
Gospodarz zwrócił się do żony:
— Czy on jest meldowany?...
— Tak jest... — odparła cicho.
— A jak on się nazywa?... — zapytał przodownik tłumiąc ironiczny uśmieszek, co z pewnością nie mogło oznaczać nic dobrego dla Romana.
Gospodarz powiedział jego imię i nazwisko. Oczywiście te, które mu Roman podał.— Przodownik zaniósł się śmiechem.