Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/272

Ta strona została przepisana.

— Macie szczęście przyszedłem. To jest jego fałszywe nazwisko. Umyślnie po to dostał się do was do pracy, by was później okraść, a potem... szukaj wiatru w polu. Ja znam jego prawdziwe nazwisko... — wyrzucił z miną triumfatora.
Roman odzyskał przytomność umysłu i z miejsca zareagował:
— Zdaje się panu, że pan zna moje prawdziwe nazwisko.
Panowie z komisji, obserwujący całe zajście, roześmiali się głośno, a jeden z nich powiedział:
— Może pan, panie przodowniku, zna go pod fałszywym nazwiskiem?... Ha... ha... ha...
— Ja go dobrze znam. Sam go odprawiłem do więzienia. A zresztą zabiorę go ze sobą i przekonam się.
Gospodyni, milcząca dotąd, wtrąciła się nagle:
— Proszę pana, przez cały czas przyglądam się pańskiemu postępowaniu z tym człowiekiem. Muszę panu powiedzieć, iż pan się z nim źle obchodzi. Gdyby nawet było prawdą to, co pan mówi o nim, to dlaczego pan wobec wszystkich to powiedział? Może naprawdę ten człowiek chciał się poprawić i pracować uczciwie... Poco prześladować człowieka, któremu zdarzyło się nieszczęście raz zbłądzić w życiu?... — wyrzuciła z nutą żalu w głosie.
— Ten nie pierwszy raz zbłądził — odparł przodownik. — Ja go dobrze znam. To jest stary złodziej. Jazda, ubieraj się i marsz ze mną!...
Roman stał nieruchomo w miejscu, oszołomio-