Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/77

Ta strona została przepisana.

Lecz złe podszepty nie dają mu spokoju. Mówią one: — Jesteś goły, musisz koniecznie zarobić. Nad tobą nikt z „frajerów“ także się nie lituje!! Nie szkodzi, ona ma ładny cyferblat i niczego sobie figurkę. Znajdzie sobie amatorów, jak zechce. W Warszawie nie brak hultajów. Ty zaś innym sposobem nie możesz wyżyć, jak „dziesięcioma palcami“.
Romek zrywa się zły, przenosząc się w inny kąt dworca. Nagle spotyka się z Lipkiem.
— Chodź stąd! Mam przeczucie, że wpadniemy. Słyszałem, jak pies zawył przeraźliwie. Zmykaj! Dopóki czas!
Romek zmierzył go lekceważąco.
— Bzdury pleciesz, przyjacielu.
— A ja ci mówię! — upierał się Lipek przy swoim. — Chodź lepiej stąd, bo mam złe przeczucie. Dzisiejszej nocy śnił mi się las, a ty sam wiesz, co oznacza las we śnie złodzieja.
— Las mieć własny, to nie źle! — żartował Romek — ale nie we śnie. Wszystko głupstwo. Patrz! Widzisz tego „buca“, co tam przy kasie biletowej 1-wszej kl. stoi w kolejce?
— Tak. Widzę. Ten w denczaku na głowie, we futrze.
— Tak, ten. Sam widziałem, jak wyciągnął „skórę“, mocno wypchaną „Lolami“.
— Puść mnie! Ja tego „zrobię“! — zapalił się od razu Lipek, zapominając momentalnie o złych przeczuciach i snach.
— No, a twoje sny, i ten pies, co szczekał?