Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/107

Ta strona została przepisana.

wie. Czy rzeczywiście nie sądzonem mi jest żyć miedzy spokojnymi i uczciwymi ludźmi?… Czy ma mnie pochłonąć to bagno bez ratunku? Czy mam zerwać wszelkie nici ze światem ludzi porządnych… Serce mi się rwie na strzępy, kiedy pomyślę do jakiego stopnia to straszne życie źle się obeszło ze mną. Dlaczego skazana zostałam na hańbę, dlaczego? Gdzie szukać ratunku? Co robić?…
W końcu, zmęczona atakami rozpaczliwych myśli, popadła w rodzaj półsnu. W rozgorączkowanej głowie Róży, poczęły się rodzić i przesuwać jedne za drugiemi obrazy z ubiegłego jej życia.
Widziała siebie, jako małą dziewczynkę, w towarzystwie matki na balkonie Taszkieńskiej ulicy. Widzi tę ulicę zalaną skwarnemi promieniami słońca, od którego broni ją gęsty wał winorośli, oplatającej cały front domu. Słońce, praży niemiłosiernie, matka drzemie w rozstawionym leżaku, a ona, spogląda w dal białej ulicy, po której od czasu do czasu, przesuwa się tubylec w wielkim turbanie na głowie, w ubraniu z materji w kolorowe paski, albo kobieta, z obnażonemi ramionami i wielkim dzbankiem lub koszem na głowie. Oto kilku półnagich piekarczyków przebiegło przez ulice, niosąc podłużne deseczki z podłużnemi bułkami na głowie. Miłe to były chwile, pełne szczęścia. Ale oto inne sceny przesuwała się przed oczami jej wyobraźni, okropne, przerażające i dzikie i znów oblicze jej,