Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/168

Ta strona została przepisana.

wydzwaniania godzin i kwadransów, stanowiących, zdawałoby się, nieskończony różaniec męki, wyczekiwania i zwierzęcego, bezcelowego istnienia.
Dźwięk wyrzucany z rozwartej paszczy grzmiącego dzwonu był normalnie jakiś chrapliwy, ponury, wdzierający się przykro w ciszę więzienną, ale teraz wydał się przebudzonemu więźniowi melodyjnym i harmonijnym, bo składał się na upragnioną chwilę wyzwolenia, stanowił hasło rozpoczęcia ostatniego dnia męki i kary.
Poraz pierwszy od wielu lat zrozumiał niezmordowany, wielki wysiłek martwego mechanizmu; zegar stracił nagle swą osobowość, przestał być istotą, na której możnaby się mścić, człowiek przebaczył mu wszystko, uznał go nawet za przyjaciela, wstydząc się swej dawnej do niego ślepej nienawiści.
Prawda, że wiele mu ten twór mechaniczny przysporzył męki, odmierzając tak małemi miareczkami czas, którego płynący potok, jakkolwiek przybliżał go do oczekiwanej w utęsknieniu chwili oswobodzenia, jednak z drugiej strony z równą obojętnością przysuwał ku niemu nieuniknioną chwilę śmierci, a zarazem budził świadomość, że lata w więzieniu przeżyte już nigdy, nigdy nie wrócą.
Czasem był zmuszony zatykać sobie uszy, by nie słyszeć przeklętego zegara, czasem wściekły, gotów byłby za wszelką cenę zniszczyć go, aby dać wreszcie upragniony spokój podrażnionym nerwom.
Ale to wszystko minęło. Minęła straszna nędza i opuszczenie i beznadziejność.
Osiem lat czekał i przekonał się ostatecznie, że wszystko musi wreszcie spełnić się, nadejść i minąć, zapadając w ocean zapomnienia. Za kilka godzin ma być wolny, pośpieszył się z ubieraniem i posłaniem tapczanu i rozpoczął nerwową, pośpieszną wędrówkę od drzwi do okna i zpowrotem.
Na korytarzu rozległy się ciężkie kroki. Poznał swego „opiekuna“, swego „anioła-stróża“. Był to również jego stały i uparty prześladowca, starający