Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/23

Ta strona została przepisana.

Dawid przystanął na chwilę.
— Dobrze! Nie idziemy już na tę „robotę“ razem, dobranoc! — wykręcił się na pięcie i prędkim krokiem wrócił na ulicę Niską.
Dawid należał do tych ludzi, którym zakazany owoc najlepiej smakował. Nie miał wcale zamiaru brać Róży za kochankę, ale kiedy jego wspólnik zaczął mu przeszkadzać i straszyć, postanowił na złość mu zrobić to i wracał teraz do kawiarni.
Wszedł, obrzucił spojrzeniem obecnych. Jej nie było. Zajrzał do pokoiku, gdzie byli razem. Siedziała, jak ją zostawił, smutna i zamyślona. Gdy go ujrzała, zerwała się ze swego miejsca.
— Tak! moje przeczucia nie zawiodły mnie, czekałam na ciebie, przekonana, że przyjdziesz. Siadaj mój drogi! Porozmawiamy sobie teraz na „ty“, bo wiem, że już nie rozłączymy się prędko, a jeżeli chodzi o mnie, to nigdy…
— Nie, wyjdźmy stąd, przejdziemy się trochę i porozmawiamy.
Róża zapięła futro i wyszli na ulicę…
Noc była zimowa. Warszawa tonęła w bieli. Niezliczone płatki śniegu wirowały w powietrzu, dekorowały przechodniów, chodniki, biegnące auta i tramwaje. Z bieli wynurzały się co chwila, jakieś cienie, a milczące, ubielone gmachy wznosiły się dumnie ku niebu, stojąc jak żołnierze na posterunku. Róża i Dawid szli ulicą. Ona ujęła go pod ramię i kroczyła z głową przytuloną do jego ramienia. Policzki zaczerwieniły się jej od mrozu, w oczach