Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/27

Ta strona została przepisana.

jąc na tramwaj. Róża przycisnęła się mocno do ramienia Dawida, jakby obawiała się, by go ktoś nie zabrał i w tym właśnie momencie nieznajoma, zbliżywszy się bardziej — odezwała się do Dawida:
— Ach, kochany gołąbku, już ze trzy godziny czekam tu na ciebie, a ty się włóczysz z tą zmorą. Dla niej wszystkich mężczyzn za mało… ja jeszcze początku nie miałam, a ona dziesięciu gości miała dziś.
Dawid stanął jak wryty. Zrozumiał, że oto koleżanka Róży chce widocznie odbić go jej, uważając go za „gościa“. Nie wiedział, jak ma postąpić, zauważył, że i Róża zmieszana tą napastliwością koleżanki po fachu — zbladła ze złości i wstydu, że w jej obecności Dawid został w tak fatalny sposób zaczepiony. W tej chwili nasunęła jej się refleksja: a przez kogo? — przez taką samą kobietę, jak ona sama, a ileż razy ona w podobny sposób atakowała przechodniów, koniecznie potrzebując „gościa“, a i jego również w ten bezwzględny sposób zaczepiła bez ceremonii i zdobyła wstępnym bojem. Różnica między nami — myślała Róża — ta, że nieznajoma koleżanka napastuje go na środku ulicy, a ja atakowałam go bez wstydu w kawiarni — co on też myśli o mnie?
Nareszcie oprzytomniawszy, Róża pociągnęła Dawida, szepcąc:
— Chodź do domu! To jakaś warjatka! Zaczepia ludzi na ulicy.
— Cha, cha, cha!… — wybuchnęła głośnym, cynicznym śmiechem nieszczęśliwa rywalka, postępując za oddalającą się