Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/64

Ta strona została przepisana.

łem prawdziwie olśniony blaskiem i migotliwemi połyskami tych kamieni. Pomyślałem, że tego wystarczy mi na całe życie i zacząłem ładować, co cenniejsze rzeczy do teki i skórzanego worka, bo o zabraniu wszystkiego nawet mowy nie było i dałem „cynk“ w oknie.
Cała robota trwała półtory godziny, mieliśmy jeszcze trzydzieści minut do nadejścia „skowera“. Trzeba się było teraz ulotnić. Dochodziła już czwartą i „miotła“[1] tego domu mógł już wstać do zamiatania ulicy. Upłynęło już kilka minut, jak dałem „cynk“, a wspólnik nasz jakoś nie zjawiał się. Każda sekunda oczekiwania wydawała się wiekiem, jeszcze kwadrans, a możemy być zgubieni.
Wtem usłyszeliśmy zgrzyt sztab i za chwilę drzwi się otwarły. Wziąłem teczkę, wspólnik worek i „statki“ i znaleźliśmy się na korytarzy. Wspólnik mówi do mnie:
— Zobacz, czy nie zostawiłeś czego w środku!
— Obmacałem na prędce kieszenie i zdrętwiałem z przerażenia — nie miałem portfelu z dokumentami. Oddałem mu tekę i wpadłem do środka, szukając portfelu w kącie, gdzie się znajdowała cały czas marynarka i futro, które zdjąłem przy robocie. Znalazłem, biegnę do drzwi, chcę uchylić, a tu ani rusz! Pukam pocichu, może trzyma, — bez rezultatu… cisza…

I tu dopiero błysnęło mi w głowie, że

  1. Stróż domu.