Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/104

Ta strona została przepisana.

— Bardzo proste. Nie zareklamowała się, jako twoja córka, więc ją zaraz puścili.
— Obawiam się, żeby nie popełniła samobójstwa, — zawołał zrozpaczony Stasiek.
— Głupstwo. Obawiasz się raczej, żeby nie wpadła w szpony „Klawego.“
— Do tego na pewno nie dojdzie. „Klawy“ wygłupił się swoją spowiedzią przed nią. Ona teraz czuje do niego prędzej wstręt, niż jakieś uczucie.
Stary „rebe“ roześmiał się i odparł:
— Oj, „Lipa“ — i ty to mówisz. Małą nauczkę dała ci twoja własna żona... Moim zdaniem, kobieta im bardziej gardzi, tym bardziej trzeba się obawiać, żeby nie pokochała. Pamiętaj, że u nich od nienawiści do miłości i na odwrót — tylko jeden krok.
— Nie znasz mojej córki a po drugie sami wspólnicy go „ochłodzą“. „Klawego Janka“ najmniej się boję.
Twady chłop z niego. Podziwiam jego energię. Daleko zajdzie, — jak nie na „dyndówkę“ to w każdym razie wysoko.
— Prędzej na to pierwsze, — zadecydował „Lipa“.
— Kto wie. On się zawsze potrafi wykręcić. „Remiecha“ z niego pierwszorzędny. Ty wiesz, on miał wyrok na 8 lat katorgi, a już po 3 miesiącach zwiał.
— W jaki sposób? — zainteresował się „Lipa“.
— Bardzo prosto. Piękny chłop jest z niego. Naczelnik więzienia poszukiwał wśród aresztowanych damskiego krawca i trafił oczywiście na Janka. Uszył dla pani naczelnikowej kilka sukien, a nawet palto. Naczelnik rad, że wyelegantował mu tak żonę, wziął go za „dieńszczyka“ do swego domu. Baba — jak to baba — tylko czekała na to. Sprawiała sobie coraz to nowe gałganki, aby tylko Janek brał miarę. Mierzył, dopasowywał... tak długo — aż pewnego pięknego po-