Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/105

Ta strona została przepisana.

ranka małżonek nie zastał ani żony, ani, „Klawego“
— No i co dalej?... — zainteresował się „Lipa“.
— Nic. Wlókł ją ze sobą przez dwa tygodnie i zostawił w podrzędnym hoteliku w Tomskiej gubernii z „żywą pamiątką“... Cwany łobuz.
— Ale tym razem trafiła kosa na kamień. Nie „skantuje“ córki Staśka „Lipy“.
— Kto wie? Nie wierzę w uczciwość bab...
„Lipa“ słuchał cały czas uważnie, lecz w duchu myślał: — Herszek już całkiem zbzikował. Już nie można traktować go poważnie. Szkoda. Idąc do niego, byłem pewien, że będzie z kim gadać, ale on już do niczego. Prawi morały, jak prawdziwy „rebe“...
Pomacał się po kieszeniach. Stary zrozumiał o co mu chodzi.
— Obrażasz mnie, Stasiek. Nic od nikogo nie przyjmuję, nawet od takiego przyjaciela, jak ty. Najlepszą nagrodą dla mnie będzie wypełnienie przez ciebie zobowiązania względem naszego zakonu i zerwanie raz na zwsze z tym życiem.
„Lipa“ objął oczami nędzny pokoik i ironiczny grymas wykrzywił jego usta. Stary zauważył to i rzekł:
— Nie lituj się nade mną. Jesteś ze swoim bogactwem bardziej godny pożałowania, ode mnie... Nie mam nic, nie potrzebuję nic. Byt mam zupełnie zabezpieczony. Rano dostaję szklankę mleka z bułką, obiad jadam wieczorem, ale bez mięsa; kolacja dla mnie nie istnieje. Co pierwszego córka przysyła mi, ile mi potrzeba, a od życia bardzo mało wymagam. Jałmużny jeszcze „Herszełe Rozpruwacz“ nie przyjął w swoim życiu i na pewno nie przyjmie, choćby miał zdechnąć z głodu pod płotem.
„Lipa“ wyciągnął do niego rękę.
— Żegnam cię wobec tego.
— Już uciekasz? Nie chcesz ze mną „pokrakać“