Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/110

Ta strona została przepisana.

szek uwodziciela igrał na jego ustach. Po chwili Jednak zrobił krok naprzód by ująć śmiałą dziewczynę za rękę. Zdziwił się, gdy na jego odruch nie zareagowała.
— Kim pan jest?... Czego pan tu chce?... — szepnęła przerażona, patrząc mu prosto w oczy.... — Cicho, — sza… Jestem włamywaczem, zwyczajnym złodziejem moja piękna dziewczynko... Jednak nic złego pani nie uczynię. Już zmykam, tylko proszę nie krzyczeć!... Błagam o to...
Słowa te wywarły niespodziewany dla niego skutek. Dziewczyna, nie tylko, że nie krzyczała, ale zaprosiła go, by siadł przymykając drzwi na klucz.
Dłuższą chwilę przyglądali się sobie, po czym dziewczyna odważnie zawołała:
— Niestety nie będzie pan mógł u mnie korzystać ze swego talentu. Nie ma poprostu, co kraść — roześmiała się dobrodusznie.
Janek już pewniejszy siebie, widząc, że trafił na wyrozumiałą kobietę, odparł:
— Zabłądziłem tu przypadkowo. Już od dłuższego czasu mam pecha. Podziwiam odwagę pani. Inna na miejscu pani narobiłaby hałasu, by zwabić policję.
— Skąd ta pewność, że tego nie uczynię. Niech no pan spróbuje tylko źle się zachować, — uśmiechnęła się.
— Dla pięknych pań zawszę żywię uczucie szacunku. — odparł zuchwale.
— Bez komplementów, proszę. Nie udało się panu okraść mieszkania, próbuje pan szczęścia w innym kierunku.
— Niestety, mam już taki zwyczaj. — uśmiechnął się z łobuzerska. — Kiedy jestem w obcym mieszkaniu i nie udaje mi się czegoś zabrać, doznaję wrażenia, jakbym tam coś swego zostawił...
Dowcip tak się spodobał naiwnej studentce, że u-