Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/113

Ta strona została przepisana.

— Komu jestem potrzebny i kto się mną interesuje?... Jedynie może agenci z urzędu śledczego, chętnie zainteresowali się moją nędzną osobą.
Gorzko uśmiechnął się.
Przed jego oczami, przesuwały się, jak na ekranie spędzone w celach więziennych lata. Zdawało mu się, że słyszy wyraźnie dźwięki więziennych dzwonów, nawołujących do różnych czynności, związanych z bezdusznym życiom więźnia.
Zadrżał cały i chwycił się rękami za uszy, chcąc zagłuszyć te znienawidzone odgłosy. Nie mniej dokuczał mu zegar więzienny, wydzwaniający kwadranse, godziny i odmierzający małymi dawkami czas.
Nie znosił jego punktualności w długie zimowe godziny i jeszcze dłuższe piękne słoneczne lata. Nienawidził mechanizmów, które każą więźniowi zaglądać w oczy rzeczywistości. Nieraz wyczekiwał uderzenia więziennego dzwonu, aby raczył dać sygnał na rozdanie „sałamachy“ wygłodniałym żołądkom.
Paniczny strach przejął go do szpiku kości od tych przykrych myśli.
— Kto wie czy dziś, albo jutro nie będę zmuszony wściekać się pod opieką tych bezdusznych potworów.
— Nic! Nigdy! — odpowiedział sobie w duchu. — Lepiej śmierć, niż powrót tam...
Kilku przechodniów zatrzymało się na chodniku, przyglądając mu się uważnie.
— Co panu jest? Dlaczego pan tak wykrzykuje? — zasadnął go podejrzliwie starszy jegomość.
„Klawy Janek“ odrazu oprzytomniał. Rozejrzał się dokoła i zawołał:
— Zmykaj frajerze!... Kur... twoja...
Uczynił duży krok naprzód. Starszy jegomość nie zdążył się jeszcze zorientować z kim właściwie ma honor, gdy Janek wskoczył do pędzącego tramwaju, pokazując mu język...\