Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/117

Ta strona została przepisana.

— Trafię i bez was, gdy zechcę.
— Nie! Musisz z nami jechać! I to już! Słyszysz! — zagalopował się Antek, którego Felek nieznacznie pociągnął za ramię.
— Daj spokój... — szepnął.
Antek nie słuchał wcale i próbował ją przekonać.
— Masz już wrócić do domu… Jak nie...
Aniela wyprostowała się dumnie i odpowiedziała poważnie:
— Jakim prawem przemawiasz do mnie, łobuzie, takim tonem? Nie znam pana...
— Słyszysz, Felek?
Felek odchrząknął, splunął w stronę i zdjąwszy czapkę, ukłonił się.
— Bardzo panienkę przepraszam. Kolega jest zawsze pod gazem. Niech panienka ze mną pojedzie. „Jak pragnę wolności“, że stary się ucieszy...
Aniela nie słuchała już i wykręciła się bokiem.
— A ja mówię, że masz wrócić do domu! — krzyknął Antek, zastępując jej drogę.
— Odejdź pan, bo zawołam na policjanta!
— Co?... — ryknął Antek nie wierząc własnym uszom. — Ty to mówisz?!
— To, co pan słyszy — odparła Aniela. — Proszę odejść.
— Niedobrze mi się robi... — zawołał Antek. — Córka Staśka „Lipy“ grozi nam policjantem?!
— Nie zrobi tego — uspokoił go Felek.
— Więc panienka nie pojedzie do domu? — zniżył już ton Antek. — Ojciec na to nie zasłużył. Nie sypia po nocach. Interes zamknięty. Zagląda do butelki, a wszystko przez panienkę.
— Pewnie! — przytaknął Felek. — Niech panienka się namyśli!...
— Janka i tak diabli wzięli, — zawołał Antek —