Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/12

Ta strona została przepisana.

— Karabin… karabin… — wykrztusił policjant. — Nie miałem go przy sobie i strzelałem z rewolweru.
Wołkow zmierzył go badawczo od stóp do głowy.
— Wychodzisz na posterunek bez karabinu? Taki służbista z ciebie? A co masz pod pachą?
Michał Gawryk (tak nazywał się posterunkowy) zrobił krok w tył.
— Tekę znalazłem! — zawołał dumnie.
— Zobaczymy, jaka jest zawartość teczki.
— Nie mogę gospodin rewirowy. Muszę tekę doręczyć do komisariatu. Może są tu pieniądze, albo bardzo ważne dokumenty.
Rewirowy podskoczył zły i krzyknął:
— Co, mnie, rewirowemu boisz się tekę pokazać? Marsz do komisariatu. Tam poznasz mnie i dowiesz się kim jestem.
Michał podrapał się ręką w głowę, nie wiedząc, co począć.
— Kto wie, myślał w duchu, — czy to nie jest przebrany za rewirowego wspólnik zbiegłego bandyty.
Po drodze rewirowy odezwał się:
— Jak widzę, pochodzisz ze wsi. W Warszawie nie tak łatwo wytropić przestępcę. Podczas gdy tak rozmawiamy, bandyta hula sobie już przebrany, w nocnym lokalu i gwiżdże na nas. Teraz urządzić na niego obławę już nie warto. Lepiej zobaczyć, co jego teka zawiera. Ta teka to „sztuczka“ warszawskich złodziei.
— Złodziejskie sztuczki? A co to za sztuczki?
— Bardzo proste. Warszawscy złodzieje to wielkie cwaniaki, mój przyjacielu. Bywa nieraz, że kiedy uciekają przed pościgiem policji podrzucają nau-