Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/122

Ta strona została przepisana.

— Zdejm płaszcz kochanie...
Wyciągnął rękę, jakby chciał jej pomóc. Aniela cofnęła się w tył.
— Po co... Możemy i tak pomówić.
— Nie chcesz, to nie. Siadaj, proszę.
Aniela usiadła niepewna siebie. Twarz Jana nachmurzyła się. Przykre myśli przebiegły jego mózg:
— Teraz, kiedy z odzyskaniem Anieli wydaję się, że marzenia moje się spełniają, może wpaść lada chwila policja i położyć kres mojmu szczęściu. Zaprowadzą tam, gdzie miłość i wszelka radość należą do przeszłości...
— Czemu nic nie mówisz? — zawołała Aniela bojaźliwie.
Obawiała się myśli Janka, które mogły być niekorzystne dla niej...
— Nie wart jestem twojej czystej miłości — wybuchnął nagle Janek, jakby chciał zagłuszyć przykre myśli. — Uważałem cię już za straconą dla mnie na zawsze. Jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Ty, Anielo, siedzisz teraz przy mnie. Zaklinam się na grób mojej matki, którą kochałem nad życie, że wołałbym gnić za kratami niż być na wolności bez ciebie, bez twych pięknych uczciwych oczu. Ach, jak cię kocham, Anielo!... Jak wściekły pies szukałem twoich śladów...
Wyciągnął ręce, jakby chciał ją objąć w pół. Aniela wysunęła się zgrabnie; usiadła na kozetce. Janek spoglądał na nią pożądliwie i podziwiał kobiecy czar, który bił z jej dziewczęcej sylwetki. Siedział na przeciwko niej i duma rozpierała jego piersi na myśl, że ta piękna kobieta należy do niego. Nie mógł oczu oderwać od jej kuszących warg...
Całą siłą woli opanował się by nie popełnić głupstwa. Zbliżył się do okna. Zaczerpnął powietrza.
Aniela rozumiejąc dobrze, co się dzieje z Jan-