Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/133

Ta strona została przepisana.

derstwo — zauważył Bajgełe — a wszak zastrzelony został policjant, „ich“ człowiek. Nie uspokoją się, aż nie pochwycą sprawcy. Znam ich dobrze, Ktoś padnie ofiarą, najpewniej człowiek niewinny.
— Któż to mógł naprawdę zamordować policjanta? — rzucił Józek „Zalewacz“.
— Bóg raczy wiedzieć — odparł Antek. — Co prawda Jankowi swędzi ręka na widok „męty“, ale co się tyczy zabójstwa policjanta jestem pewien, że to nie jego robota.
— Zdejmijcie płaszcze i siadajcie. Mówiłem już, że mam wam coś ważnego do zakomunikowania, skoro się coś stało, to przepadło, na to nie ma rady. Nie nie poradzicie.
Felek i Antek pozostali. Od owej historycznej nocy nie zaznali spokoju. Wydawało im się ciągle, że są tropieni przez wywiadowców. Tym chętniej pozostali u Bajgełe, by uniknąć przebywania na mieście.
Bajgełe napełnił kieliszki koniakiem i wznosząc toast, zawołał:
— Pijemy za zdrowie złodziei, którzy gniją w więzieniach.
Wszyscy wypróżnili kieliszki, rzucili je na ziemię i zdruzgotali obcasami.
Bajgełe ciągnął dalej:
— Nie sądźcie, że jestem takim leserem, że kocham tylko siebie. Chętnie pomagam naszym braciom w potrzebie.
— Wiemy, wiemy — poklepał go „Zalewacz“ po ramieniu. — Z powodu twego grosza nikt nie wyciągnie kopyt.
— Rozumiecie — ciągnął dalej Bajgełe popijając z butelki — w interesie trzeba być twardym; trzeba zarobić. Ale pomóc naszemu człowiekowi jestem zawsze gotów.