Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/135

Ta strona została przepisana.

— Mów szczerze, co to za robota — zainteresował się Józek.
— Mówię wam cudo, a nie „robótka“. Taki rok na wszystkich złodziei. Jest to robota, że nawet „dolator“ nie będzie mógł zameldować o tym policji.
— Wiesz, co ci powiem, żeś mnie naprawdę zainteresował. No, mów prędzej! — wtrącił się Józek.
Bajgełe mrugnął chytrze okiem. Przysunął się bliżej kompanów i rzekł niemal szeptem:
— Sprzedałem wczoraj pewnemu spekulantowi zagraniczne papiery wartościowe na sumę dziesięciu tysięcy dolarów. Byłem u niego w domu i wiem, gdzie przechowuje pakiet obligacyj. Można to łatwo „zrobić“. Płacę za to dwa tysiące dolarów gotówką — zakończył triumfującym tonem.
Wszyscy trzej zamienili się spojrzeniami.
— Nie zła robótka — zawołał Józek „Zalewacz“ zachwycony... ale nie dla mnie. Kraść dla ciebie nie mam zamiaru.
— Kto cię o to prosi — odciął się Bajgełe pogardliwie. — Potrafisz tylko zalewać, ale nie kraść. Propozycję uczyniłem Antkowi i Felkowi, a nie tobie.
— Józek urażony w swej ambicji zawołał:
— Jeśli chodzi o zalewacza, jesteś większym ode mnie. Ale daremna twoja fatyga. Felek i Antek też nie dadzą się nabrać.
Antek i Felek pogrążeni byli w myślach. Obaj byli goli. Chętnieby przyjęli propozycję Bajgełe, gdyby Józek „Zalewacz“ nie był przy tym obecny. Znali go dobrze, że więcej gada niż robi i dlatego też ochrzczono go mianem „Zalewacza“, aczkolwiek „Kapusiem“ (donosicielem) nigdy nie był.
Felek uszczypnął nieznacznie „Bajgełe“ w nogę, na znak, że interes jest zrobiony.