Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/140

Ta strona została przepisana.

sarz. — Pamiętaj pan z kim ma do czynienia. Ostrożnie i rozważnie. Na zimno. Ale i czym prędzej...! Czekam!...
Upłynęło dwadzieścia minut i nie widać było „zdobyczy“. Komisarz kroczył zdenerwowany po gabinecie, raz po raz spoglądając na zegar. Zarzucał sobie, że zbytnio zaufał Wołkowowi i nie posłał mu natychmiast pomocy. Z jednej strony komisarz Żarski był zadowolony, że „Klawy Janek“ wpadł w ręce policji, nie wątpił bowiem, że kradzież u hrabiny to dzieło jego rąk. Ale z drugiej strony nie mógł użyczyć Wołkowowi, dla którego nie żywił zbytniej sympatii, tak wielkiego sukcesu.
— Jeżeli to prawda, że „Klawy“ wpadł w jego ręce — kontynuował komisarz rozważania — urząd śledczy będzie miał trudny orzech do zgryzienia. — Kto wie czy wszystkie nie wykryte ostatnio zbrodnie nie mają związku z legendarną postacią „Klawego Janka“.
Minęła przeszło godzina od czasu rozmowy z Wołkowem. Komisarz „wyłaził ze skóry“. Chciał już zadzwonić na auto, by samemu udać się na miejsce i sprawdzić co zaszło, gdy naraz zapukano do drzwi. Wołkow zjawił się nareszcie...
— Gdzież oni?! — zawołał komisarz, świdrując Wołkowa ostrym wzrokiem. Wyczuł że „coś zaszło“...
— Zwiał panie komisarzu!
— Co???...
Wołkow zbladł, jak chusta. Nogi uginały się rod nim ze stachu.
— Czyś pan oniemiał9 — unosił się komisarz żarski.
— Jestem niewinny — wybełkotał Wołkow.
— Mniejsza z tym, kto jest winien! Już ja pana nauczę...
— Panie komisarzu — opanował się Wołkow — zarządziłem wszystko, jak najlepiej. Obstawiłem jed-