Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/141

Ta strona została przepisana.

nego z nas przy wyjściu, drugiego pod oknem a sam zapukałem do drzwi numeru.
— Mów pan, w jaki sposób „Klawy“ uciekł. — biegał komisarz wściekły po pokoju.
— Zapukałem — cedził Wołkow słowa — ale nikt nie odpowiedział. Zacząłem się dobijać z całych sił — nadaremnie. Wreszcie zapasowym kluczem portier otworzył drzwi...
Na podłodze leżała nieprzytomna dziewczyna — a „Klawego“ nie było...
— Nie rozumiem.
Pokój miał jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do sąsiednego numeru, znajdującego się na samym końcu korytarza. Okno tego pokoju wychodzi na inną stronę, niż to, pod którym postawiłem policjanta.
— Czemu pan zawczasu nie pomyślał o tym? Proponowałem panu pomoc! — Tupał komisarz nogami.
— Moja wina, panie komisarzu. Ale głowę daję, że żywego czy martwego będę go miał jeszcze w swych rękach.
— Poco mi pańska głowa?... Takiego gagatka wypuścić z ręki!... Podobna okazja nie prędko nadarzy nam się po raz drugi. Jeszcze dziś „Klawy“ może zwiać zagranicę. Czemuś pan natychmiast nie zarządził pościgu za nim?
— Zorientowałem się natychmiast którędy uciekł. Przeszukaliśmy z miejsca całą okolicę, ale wszelki ślad po nim zaginął.
— I co teraz będzie? — rozłożył komisarz bezradnie ręce.
— Panie komisarzu! — zawołał Wołkow błagalnvm głosem. — Zapewniam pana, że go odnajdę. Mam nawet dowody, że kradzież u hrabiny to jego sprawka oraz, że on zamordował policjanta.
— Gdzie ma pan dowody? — zapytał komisarz zdumiony.