Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/152

Ta strona została przepisana.

wadźcie mnie czym prędzej na szubienicę. Niech się to już raz skończy!...
Opanował jednak ten rozpaczliwy odruch. Zrozumiał, że pomysł oddania się w ręce policji dla uwolnienia Anieli — jest niedorzecznością.
— A co uczynię, jeśli jej nie zwolnię?... Nie, ten pomysł nie prowadzi do celu. Trzeba coś innego postanowić, by w jakiś sposób ją ratować.
Najlepiej byłoby — wpadła mu nowa myśl do głowy — dowiedzieć się, kiedy i którędy odprowadzą Anielę do więzienia kobiecego, by przy pomocy kilku zuchów odbić ją konwojentom.
Ale i ten pomysł odrzucił wnet, jako niewłaściwy. Przy takim starciu mogłoby dojść do wzajemnego obstrzału. A kto zaręczy, że jedna z kul nie ugodzi Anieli?...
Z palcem na cynglu rewolweru, ukrytego w kieszeni futra, kroczył „Klawy Janek“ pewnym krokiem Placem Teatralnym, nie zważając na policjanta, który stał na rogu ulicy i rozglądał się na wszystkie strony.
W godzinach wieczornych Pl. Teatralny roi się od ludzi. Elegancko ubrane panie i wytworni panowie zdążają do teatrów miejskich.
„Klawy Janek“ swobodnie poruszał się w tłumie, obserwując mijające go kobiety.
Różne typy kobiet przesuwały się przed jego oczami. Wszystkie młode (warszawianki się nie starzeją...); uszminkowane, powabne, kuszące, obnoszące swe wdzięki na pokaz, mężczyznom na zatracenie… Gdy się widzi taką kobietę, wydaje się, że można by oglądać tysiące jej podobnych, a oko nie nasyciłoby się ich widokiem. Lecz gdy się zdobędzie jedną, odpada chęć do pozostałych… Wszystkie te kobiety są podobne do siebie, jakgdyby jedna matka je wy-