Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/179

Ta strona została przepisana.

miętności targają jego zmysłami do bolesnego wyczerpania, Z zadziwiającą samoudręką przypomina sobie teraz najdrobniejsze szczegóły owego wieczoru, kiedy znalazł się z nią we dwoje, w numerze hotelowym. Słyszał teraz wyraźnie jej głos, jak błagała, by zostawił ją w spokoju… Wpija się palcami we własną skórę. Rwie sobie włosy z głowy. Czemu nie porwał jej w objęcia i nie nasycił zewu krwi, która nigdy już nie zazna spokoju...
Błędny wzrok spoczywa przez chwilę na zakratowanym oknie. I, niby ostra strzała, przeszywa jego mózg okrutna myśl:
— Daremny krzyk twej duszy... Już nie ujrzysz Anieli... Ona już należy do innego!...
Milczą mury jego grobu za życia. Różne napisy na ścianach, poczynione przez jego poprzedników, sprawiają na Janku wrażenie napisów, umieszczonych na nagrobkach i pomnikach. Wzrok jego błądzi po ścianach grobu, gdy wtem drzwi celi się rozwierają.
Zgrzyt przekręcanego w zamku klucza przywraca mu przytomność umysłu. Przez sekundę spogląda na zielonkawy mundur surowego klucznika.
Ich spojrzenia krzyżują się. Zdaje sobie sprawę, te drzwi nie zostały otworzone, by zwrócić mu wolność.
— Dlaczego nie meldujesz się? — rzuca ostro przez zęby strażnik pobrzękując pękiem kluczy, których nie wypuszcza nigdy z rąk.
Klawy Janek milczy.
— Ty. przeklęty psie, czy nie słyszysz, że mówię do ciebie? Czemu nie meldujesz się, gdy wchodzę do twojej celi? — unosił się strażnik.
— Bo nie mam ochoty — odpowiada Janek, „na zimno“.
— Co? Chęci nie masz? Cha, cha, cha!... Nie