Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/18

Ta strona została przepisana.

bardzo marny, synku! Strasznie jest gnić w więzieniu!
Po tych słowach przycisnęła go do siebie, całując w czoło:
— Synu!… Bardzo mi ciężko rozstać się z tobą, nie dożywszy nawet czterdziestego roku życia. Lata przebyte w więzieniu wpędzają mnie przedwcześnie do grobu.
— Umieram! — krzyknęła chrapliwym głosem i dodała już zupełnie cicho:
— Jedno mnie tylko cieszy, że gdy umieram, dokumenty moje opiewają na „lewe“ nazwisko…
Po tych słowach wyzionęła ducha.
Stasiek Lipa był posłusznym synem. Modlił się chętnie, dawał biednym jałmużnę za spokój duszy matki, ale kradł też z powodzeniem. Policja poważnie liczyła się z jego „osobą“.
Podróżował za granicę, kradł w międzynarodowych pociągach, na okrętach, dworcach, w tramwajach, bankach, teatrach i nocnych lokalach. Wszędzie, gdzie tylko był tłok „zarabiał“. Legendy krążyły w świecie podziemnym o jego wyczynach.
Na krótko przed ukończeniem dwudziestu lat, porzucił „doliniarstwo“ i wyspecjalizował się w „obrabianiu“ kas. Na tym polu dokonywał cudów; prześcignął swoich nauczycieli w tym precyzyjnym „fachu“.
W Warszawie meldowany był za dokumentem, opiewającym na „lewe“ nazwisko uciekłszy z Berlina, gdzie uprzednio zamieszkał i „kiwał“. Osiedlił się tutaj na stałe.
Mimo licznych przestępstw, córkę Anielę, — trzeba mu przyznać — wychowywał wzorowo. Nigdy w jej obecności nie zdradzał się słowem, które mogłoby jej nasunąć podejrzenie co do jego zawodu. Do lat osiemnastu, córka nie miała pojęcia o przeszłości ojca. Uczyła się pilnie w gimnazium, a potem wstąpi-