Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/192

Ta strona została przepisana.

Ale ledwie skończył, spostrzegł kogoś, który mrugnięciem lewego oka dał poznać swoją obecność.
Gdy zajęli we trójkę miejsca w przedziale pierwszej klasy pociągu Warszawa-Berlin, kurier zakołysał się i ruszył w daleką drogę.
Nowoprzybyły mężczyzna był silnej budowy, wysokiego wzrostu, o eleganckich manierach i uśmiechu, który nigdy nie znikał z jego męskiej twarzy.
Natura wyposażyła go oprócz ładnej prezencji, jeszcze w inne zalety. „Z lepszej strony“ był on znany wśród ludzi nocy prawie we wszystkich częściach świata. Władał dwudziestoma językami. Sześcioletnia kuracja w słynnym więzieniu Sing-Sing w Ameryce dała mu dość okazji do pracy nad sobą. Ale odtąd nigdy nie przebywał w więzieniu.
Na pierwszy rzut oka wyglądał na mężczyznę lat trzydziestu, ale po bliższym przyjrzeniu się, można było pochwycić poszczególne srebrne nitki, które przetykały jego ładnie falującą czuprynę. „Ministerialne“ czoło harmonizowało z jego wytworną postacią. Jednym słowem, wyglądał na człowieka, przed którym policjant ustępuje z drogi z respektem...
Urodzony w przyzwoitym domu w małej mieścinie pod Chicago, jako obywatel amerykański miał wszędzie dostęp w charakterze turysty zagranicznego. Z łatwością przenosił się z Warszawy do Nowego-Jorku, z Londynu do Tokio i znów do Berlina.
W świecie podziemi nazwisko jego wymieniane było z wyraźnym szacunkiem. Nie miał przydomka jak to zwykle bywa w świecie przestępczym. Może działo się to dlatego, że nigdy nie bawił w jednej miejscowości zbyt długo. Unikał melin, które nienawidził. Znajomości z ludźmi, świata przestępczego zawierał bardzo rzadko i to tylko w tych wypadkach, gdy zachodziła konieczność. Jego nazwiska nikt nie znał. Znano go z imienia Moryc.