Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/194

Ta strona została przepisana.

on wielki błąd. Po dzień dzisiejszy pojąć nie mogę, co się z nim stało u hrabiny.
— W życiu się wszystko zdarza — zauważył Moryc flegmatycznie. — I mnie się przytrafiły takie rzeczy, że się wprost wstydziłem samego siebie. Nasz fach złodziejski jest pełen tajemnic i niespodziewanych przypadków na każdym kroku. Tu nie można być mądrym.
Antek i Felek z zachwytem wchłaniali jego słowa.
— Już wszystkiego próbowałem — opowiadał dalej Moryc — Rozpocząłem praktykę od kolei podziemnych u nas, w Ameryce. Mam lekką rękę; powodziło mi się dobrze. Wycinanie kieszeni przychodziło mi z większą łatwością, od przepołowienia jabłka. Ale z biegiem czasu przekonałem się, że to mi nie da majątku. Po wtóre przykro mi było ciągle okradać proletariuszy, którzy jeżdżą tramwajami i kolejami podziemnymi, Bussinessmani, bankierzy, fabrykanci, dyrektorzy jeżdżą własnymi luksusowymi limuzynami. Do ich kieszeni nie tak łatwo się dobrać. Miałem zawsze większe ambicje. Marzyłem o tym. by się raz grubo obłowić, — a po tym odpocząć, zwiedzić świat... Jestem pewny, że gdybym nie został złodziejem, byłbym albo bankierem albo szefem policji kryminalnej. Te oba zawody pełne są tajemnic i hazardu, bez czego nie mógłbym żyć.
— A „mokra robota“ zdarzyła ci się kiedykolwiek? — zapytał Felek zaciekawiony.
— Wszystko, tylko nie to! Tfuj! — splunął. — Nie znoszę krwi. Zabijanie ludzi — to nie mój fach. Jestem zawsze dżentelmenem...
— Ale nasze warszawianki potrafią nie gorzej wypróżniać portfele od ich amerykańskich siostrzyczek — zauważył Felek.
— Tę sztukę znają wszystkie kobiety na całym świecie — odezwał się Moryc. — Gdy byłem w Indo--