Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/197

Ta strona została przepisana.

się z miejsca, i począł okładać mnie kijem. Ale nie zważałem na nic. Nie wypuszczałem miski z rąk, aż jej zawartość nie powędrowała, do mego żołądka.
Za zbrodnię tą ukarano mnie karcerem. Okazało się, że Niemcy licząc na ewentualny „apetyt“ więźniów, dodawali specjalnego proszku chemicznego do klajstru, który wywoływał torsje. Skowytałem z bólu, błagając o lekarza. Grube, wilgotne mury karceru nie przepuszczały mych jęków...
Gdy ból puścił, zainteresowałem się tajemniczym pukaniem, do mojej celi. Znałem alfabet, jakim porozumiewali się więźniowie i odcyfrowałem co następuje:
„Dzień dobry, przyjacielu. Nachyl się do centralnego ogrzewania, do rury, która biegnie tuż obok asfaltu, pod oknem po prawej stronie...“
Przyłożyłem ucho do rury i usłyszałem głos, jakby dochodzący z pod ziemi.
„Jak się nazywasz bracie? Za co powędrowałeś do karceru?“
Opowiedziałem mu histerię z klajstrem.
Sądziłem, że wykpi moją przygodę, ale ten milczał przez chwilę, po czym zawołał wściekły:
„Sadyści!“.
Więcej nie rozmawiał ze mną. Napróżno pukałem do niego i wzywałem. Zbywał mnie krótkimi odpowiedziami: „Tak“ lub „nie“.
Następnego dnia zaprowadzono nas obu do łaźni więziennej. Ujrzałem przed sobą mężczyznę atletycznej budowy, lat około trzydziestu pięciu.
Ukradkiem zamieniliśmy się kilkoma zdaniami, a potem, gdyśmy wrócili każdy do swego lochu, wznowiliśmy pogawędkę przez rurę. Przypadłem mu do gustu. Krygier opowiedział mi, że jest obywatelem rosyjskim rodem z Łodzi. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych i że znał również „Klawego