Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/201

Ta strona została przepisana.

— Fe, to już nie po dżentelmeńsku, — zauważył Moryc. U nas w Ameryce bandyta musi przede wszystkim być dżentelmenem. Ale gdzie wam, europejczykom, do naszej kultury: — machnął Moryc lekceważąco ręką.
— Dlatego mamy też mniej bandytów — bronił się Antek.
— Ale odbiegamy od tematu — zauważył Moryc zaintrygowany. — Opowiadaj dalej.
— Zamknęliśmy wszystkich w jednym pokoju, a Hipek uprzedził „towarzystwo”, że gdyby który z nich próbował wzywać pomocy, podpali pałac.
Wszystko poszło, jak po maśle. Ale gdyśmy opuszczali pałac jeden z gości zawołał na mnie po imienin. Zbladłem. Hipek obejrzał się niespokojnie i polecił kamratom zabrać gościa ze sobą i pilnować nas obu jak oka w głowie. Wsiedliśmy do auta. Taksówka pomknęła z gwałtowną szybkością.
Była ciemna noc. Zatrzymaliśmy się w lesie. Hipek który przez cała drogę milczał, rozkazał nam wysiąść i skierować się wraz z kamratami do lasu.
— Co to ma znaczyć? — zapytałem wystraszony.
— Zaraz się dowiesz — odparł Hipek groźnie. Skolei zapytał zatrzymanego gościa: „Skąd go znasz?“ Ten odwrócił się do mnie i, patrząc mi prosto w twarz, rzekł:
— Jestem Krygier! Poznajesz mnie?
— Krygier! — zawołałem uradowanym głosem i padliśmy sobie w ramiona.
Hipek nie był zadowolony z tego spotkania. Miał ochotę nas obu zakatrupić. Ale nazwisko Krygiera było zbyt popularne w święcie podziemnym, by się zdecydował na coś podobnego. Krygier opowiedział nam, że przed niedawnym czasem nabył w tej miej-