Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/21

Ta strona została przepisana.

Stasiek „Lipa“ roześmiał się na głos, starając się wszystko obrócić w żart:
— Kolega Gruczkow jest dowcipny… Proszę pana naczelnika do stołu. Zdaje się, że wszystko już jest w najlepszym porządku.
Po tych słowach wsunął mu bezceremonialnie papierośnicę do kieszeni. Naczelnik zmieszany i niezdecydowany nie oponował.
Ze strachu wypił nawet za zdrowie Gruczkowa…
Gruczkow wstał od stołu, ukłonił się szarmancko, po czym zwrócił się do naczelnika:
— Radzę panu strzec mego upominku koleżeńskiego; obawiam się, że moi koledzy zechcą spróbować szczęścia u pana naczelnika.
Roześmiał się na głos i poklepał osłupiałego naczelnika przyjacielsko po ramieniu.
— Dziękuję jeszcze raz za dotrzymanie mi towarzystwa! — ukłonił się po raz wtóry i znikł.
Po wyjściu Gruczkowa, naczelnik odzyskał równowagę; groził, złościł się, krzyczał, że zadzwoni natychmiast po policję. Stasiek „Lipa“ uśmiechnął się i szepnął mu coś dyskretnie na ucho. Wysoki dygnitarz odrazu się uspokoił.
Bezkarność i powodzenie u dygnitarzy carskich miał przede wszystkim do zawdzięczenia pięknej żonie. Ta jednak pewnego poranka ulotniła się, jak kamfora, właśnie z jednym z dygnitarzy, zostawiając mu dwuletnią Anielę.
Stasiek przejął się bardzo ucieczką żony; został największym wrogiem kobiet i zaprzysiągł zemstę. Córeczkę z każdym dniem bardziej kochał i strzegł jej, jak oka w głowie. Dbał o to, aby nie odczuwała braku matki.
Aniela swoją urodą przypominała matkę. Środowisko, w jakim teraz, mimo woli, się znalazła, nie