Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/214

Ta strona została przepisana.

Wreszcie rozległ się po całym więzieniu donośny dzwon, który codziennie o tej samej godzinie sygnalizował „pobudkę“! Teraz spóźnieni więźniowie w pośpiechu trzaskają drzwiami, a rozkazy surowych kluczników zlewają się z odgłosami trepów drewnianych więźniów, szybko schodzących żelaznymi schodami.
Janek zerwał się z posłania pełen nadziei i nowych sił do walki ze wszystkimi, którzyby stanęli mu na drodze do wolności, do ukochanej Anieli. Błyskawicznie zasłał łóżko, a w duszy myślał: „Oby już po raz ostatni!“
I jakgdyby uląkł się własnych słów, uszczypnął się do bólu.
„Więcej rób, a mniej gadaj!“ Tym razem sprzątnął celę wyjątkowo dobrze. Rzucił się na zimny, wilgotny asfalt i nacierał go z całych sił, by wydobyć połysk ze smoły, którą są froterowane podłogi w celach więziennych...
Pracował tak pilnie, oblewając się potem, że nawet nie dosłyszał, jak klucznik otworzył celę i zawołał rozkazującym tonem:
— Śniadanie!
Janek schwycił naczynie podał je by nalano mu trochę czarnego płynu imitującego kawę. Płyn pienił się, jakby podana kawa była cukrzona mydłem.
Drzwi celi zatrzasnęły się o wiele szybciej, niż zostały otwarte. Janek podskoczył z radości, gdy się przekonał, że „pajka“ chleba jest świeżego wypieku.
Miękkim kawałkiem chleba zalepił „cięcie“ w kracie, odpowiednio naślinił to miejsce, a potem wygładził, by wszystko doprowadzić do należytego porządku. Nawet uderzył kilkakrotnie swoją łyżką o kratę, by „wypróbować“ odgłos. Z zadowoleniem stwierdził, że wrażenie słuchowe nie budzi najmniejszego podejrzenia.