Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/223

Ta strona została przepisana.

„menta“ na górze nie mnie] jest podniecony od niego. Na czworakach poczołgał się do węgła, gdzie przy budce „menty“ zwisał już „wąż“. Bez namysłu Janek uczepił się sznura.
Ale oto stało się coś nieprzewidzianego; sznur się urwał i Janek zwalił się z powrotem na dziedziniec więzienny.
Nie odczuwał teraz bólu, chociaż dotkliwie się potłukł. Naraz nadzieje uzyskania wolności pękły, niby bańki mydlane... Ujrzał siebie, w wyobraźni zakutego w kajdany i wtrąconego do ciemnego lochu. Wzrok jego spoczął przez chwilę na oknie celi, do którego przywiązany był sznur, podrzucany w różne strony podmuchem wiatru. Wydawało mu się, że lada moment jego celę zaleje światło elektryczne, ustalę, że zwiał i — wybiegną na podwórze i pochwycą.
Ścisnął w ręku rewolwer.
— Teraz — pomyślał — pozostało mi tylko jedno: wpakować sobie kulę w łeb.
I w momencie, gdy już przykładał lufę rewolweru do skroni, usłyszał nad sobą syknięcie: „tsss“. Prawie jednocześnie poczuł coś twardego na głowie. To „menta“ spuścił mu sznur.
Po chwili był już na parkanie, a w minutę później — znalazł się po tamtej stronie — na wolności! Potłuczony i oszołomiony tym, że kilkakrotnie zawisł między śmiercią a zyaem, nie wiedział co się z nim działo.
Trzej osobnicy, otuleni w czarne płaszcze deszczowe, porwali go natychmiast jak dziecko, i zanieśli do oczekującego auta, nie wymawiając ani słowa. Janek był bezsilny i pozwalał ze sobą czynić wszystko, co chcieli. Odnosił wrażenie, jakby śnił.