Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/224

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.

Cichymi uliczkami Poznania sunęła, pod osłoną nocy limuzyna z pogaszonymi reflektorami.
Za miastem, w uroczym zakątku, wśród drzew i kwiecia, położona była luksusowa willa bogatego przemysłowca. Nikt w pobliżu nie znał pochodzenia, ani przeszłości właściciela tej posiadłości. Jego zewnętrzna prezencja i imponujące, tajemnicze gesty, zamykały usta, nawet tym, którzy skorzy byli do zmyślenia plotek, uwłaszczających jego osobie.
Tylko tyle wiedziano o właścicielu tej willi, że więcej przebywa zagranicą, niż w swej posiadłości.
Wysoki mur, okalający tę nowoczesną willę, bronił dostępu do niej z wszystkich stron. Wysoki, barczysty dozorca, z zawieszonym na piersiach dużym zegarem kontrolnym, warował całą noc na terenie willi. Pomocne mu w tym były dwa wielkie psy.
Auto zatrzymało się przed żelazną bramą, wmurowaną w ogrodzenie. Specjalny sygnał, który służył jako umówione hasło, spowodował, że wrota natychmiast otwarły się i auto bezszelestnie prawie wtoczyło się do ogrodu.
Psy przyjaźnie obstąpiły jednego z trzech przybyłych dżentelmenów, głośno szczekając na powitanie.
Na zlecenie gospodarza służba przejęła chorego, kórego zanieśli na rękach z największą pieczołowitością. W ślad za chorym, z tyłu, szedł młody człowiek, odziany w elegancki strój sportowy. Czapkę sportową miał jednak tak zsuniętą, by nie można było dostrzec jego twarzy. Dopomogły mu w tym: umyślnie podniesiony kołnierz i duże rogowe okulary.