Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/235

Ta strona została przepisana.

— Mam jeszcze resztę.
— Co słychać w warszawskiej „gorzelni“ (urzędzie śledczym)?
Tam panuje popłoch. Potracili głowy. Podobnej ucieczki jeszcze nie było. Ale za to w naszym światku radość panuje niebywała. Są zachwyceni tą robotą.
Krygier wyjął z kieszeni złotą bransoletę, wysadzaną brylantami i, wręczając ją sprawozdawczym, rzekł:
— To w dowód, że jesteś odważną kobietą. Gdyby w naszym światku były ordery, otrzymałabyś najwyższe odznaczenie za plan wykradzenia Janka. Gdyby nie ty, gniłby jeszcze dziś za kratami.
— A teraz pamiętajcie o tym — ciągnął dalej Krygier pod adresem Antka i Felka — że dziś jeszcze o czwartej po południu powinniście wyruszyć w drogę. Macie bezpośrednią komunikację kolejową do miejsca przeznaczenia. Mam do was zaufanie, że nie ukryjecie przed nami łupu. O ile dobrze wywiążecie się z zadania, zostaniecie naszymi stałymi wspólnikami. Zamierzam coś nowego, ale teraz jeszcze nie pora o tym tu mówić.
Gdy po pożegnaniu się, Antek i Felek opuścili „salę obrad“, jedyna uczestniczka posiedzenia zauważyła?
— Żal mi tych chłopców złote serca mają.
— Nie możemy się tym liczyć — odparł krótko Krygier. — Kogoż mielibyśmy tam wydelegować? Przecież prawie jeszcze nie zakosztowali chleba więziennego. Nie szkodzi, mogą zaryzykować.
— Ale ta robota wszak w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach jest skazana na niepowodzenie — zauważył Moryc.
— To ich rzecz. W razie powodzenia, przyniosą prawdziwy skarb. Trzeba ich właśnie wypróbować, czy nadają się na moich wspólników.
Moryc spojrzał na zegar zawołał przerażony:
— Już po dziewiątej, a doktora jakoś nie ma!