Strona:PL Urke Nachalnik - Rozpruwacze.pdf/236

Ta strona została przepisana.

— Przyjdzie! — odezwał się Krygier, choć już tracił pewność siebie.
— Któż wątpi, czy przyjdzie? — ironizował Moryc. — Pytanie tylko, czy sam, czy w towarzystwie...
Ale akurat w tym momencie zameldował służący, że profesor wrócił. Wszyscy przeszli do pokoju chorego. Na widok profesora Moryc zawołał w języku angielskim:
— Z pana prawdziwy dżentelmen.
— Pan ma świetną wymowę angielską. Czy pan jest Amerykaninem? — zapytał profesor. — Czy zna pan wiele obcych języków?
Krygier wtrącił się do rozmowy i rzekł z uśmiechem:
— Władamy i takimi językami, o których pan nawet nie marzył...
W pokoju zapanował wesoły nastrój. Aniela pomagała profesorowi w rozpakowaniu walizeczki, którą przyniósł ze sobą. Obecni zauważyli, że przywiózł ze sobą piżamę i inne drobnostki, potrzebne na pobyt kilkudniowy poza domem.
Spostrzegłszy, że chory siedzi i przypatruje się spokojnie wszystkiemu, co się dzieje dokoła, lekarz stwierdził:
— Niebezpieczeństwo już minęło...
Przy łożu chorego przez cały dzień czuwała Aniela i... Moryc, którego, oczywiście, nikt nie podejrzewał, że jest przykuty do łóżka Janka dla Anieli, w której zakochał się na zabój. Wiedziano w tym gronie, że Moryc przybył tu z Ameryki jedynie dla wyciągnięcia Janka z więzienia i nikt nie przypuszczał że w duszy miał plan odbicia Jankowi Anieli...
Prośba Janka, którą wystosował z celi więziennej jedynie po to, by mieć pretekst do skorzystania z atramentu, została doręczona sędziemu śledczemu. Nie